Witanie 2005 roku calkiem sympatycznie przebiegl. Impra z ziomalami w willi. Odrazu jak przekroczylam proog, zaczęlo sie picie...na samym początku bylam tak ścięta że nie wiedzialam co się dzieje...Joosta wlewala we mnie drinki, ja ledwo co po schodach lazilam, bansowalam sobie z kim popadnie, z Moniką ratowalyśmy sie od pasztetoof, no i co najważniejsze byl ON...i fajnie to się skończylo :) Ajj wiele tu nie napisze bo nie pamiętam ;] Impra mi siem podobala, a wieczorkiem jeszcze sie stykneliśmy powspominać niedawną chwile...
Dodaj komentarz